czwartek, 8 kwietnia 2010

Przedziwny spektakl na Old Trafford

Środowy wieczór spędziłem jak na pospolitego kanapowca i kibica przystało... przed telewizorem. Będąc nieszczęśliwym posiadaczem Forda, popijając zimnego Heinekena (sponsorzy transmisji Champions League) czułem się pełnoprawnym członkiem widowiska jakie zafundowały nam drużyny Manchesteru United i Bayernu Monachium. Gdyby ktoś poprosił mnie, abym jednym słowem opisał ten mecz to powiedziałbym: przedziwny. Wayne Rooney miał nie grać, a zagrał, było 3:0 i bezdyskusyjny awans Manchesteru, a skończyło się na 3:2 i pożegnaniu mistrza Anglii z tegoroczną Champions League. Spory w tym udział miał również arbiter Nicola Rizzoli, który uległ presji Niemców i podyktował drugą zółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę dla Rafaela. Bayern do 40 minuty nie oddał nawet jednego strzału na bramkę, strzeżoną przez Van Der Sara. Nie można było nawet odczuć, iż po boisku, w zespole niemieckim biegali tacy piłkarze jak Ribbery, Robben czy Ilić, bo praktycznie nie otrzymywali piłek. Ale taki jest futbol- nieprzewidywalny, a przez to piękny. Gdy ktoś zapyta czemu oglądam filmy z Jamesem Bondem, odpowiem: bo nigdy nie wiem co się wydarzy. Gdy ktoś zapyta czemu lubię piłkę nożną, odpowiem to samo. Bayern po ciężkim początku sezonu, kiedy Louis Van Gaal był już na wylocie, od pamiętnego, wygranego meczu z Juventusem w Turynie 1:4 jest cały czas na fali wznoszącej. Zobaczymy dokąd dopłyną na tej fali niemieccy piłkarze, bo zachowują nadal szansę na potrójną koronę (Champions League, mistrzostwo kraju i puchar)
Ten mecz, podobnie jak ten wtorkowy pomiędzy CSKA Moskwa i Interem Mediolan pokazał jeszcze jeden aspekt, jak fatalne błędy i decyzje podejmują działacze Madryckiego Realu. To bramki zawodników, których pozbyto się latem z „Galacticos” zapewniły udział Bayernowi i Interowi w półfinale Ligi Mistrzów. Florentino Perez na pewno stojąc dzisiaj przed lustrem pluje sobie w twarz, myśląc o kolejnym super transferze. Cóż z tego, że odniósł sukces komercyjny ściągając najdroższego w historii piłkarza- Cristiano Ronaldo, skoro sukces sportowy, czyli ten najważniejszy, pozostaje nadal w sferze marzeń hiszpańskiego biznesmena...
PAWEŁ JÓŹWIAK, Sport Cafe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz